Zjawisko mansplainingu w relacji heteroromantycznej
Czym jest mansplaining?
„Kochanie, pozwól, że Ci wytłumaczę…” – każda z nas znalazła się nieraz w sytuacji, kiedy ktoś usiłował wyjaśnić nam, że nie mamy pojęcia, o czym mówimy. Niezależnie, czy jest to temat stereotypowo uważany za męski, tak jak na przykład naprawa samochodów czy coś, w czym jesteśmy ekspertkami, zawsze istnieje grono męskich ekspertów, gotowych wyprostować nasze słowa. Internet buzuje w facebookowe kłótnie z mężczyznami zwracającymi się do nas „Dziewczynko, ale…”. Lepszej postawy do tej pory nie udało się wypracować także w mediach. Popularnym przykładem jest zdjęcie jednego z amerykańskich programów informacyjnych, gdzie temat aborcji omawiany jest wyłącznie przez mężczyzn. W takiej samej sytuacji Polki były stawiane przez bardzo długi czas w programie telewizyjnym „Kawa na ławę”. Przez wiele lat twórcom programu nie udało się dostrzec, że nie biorą pod uwagę żadnych opinii eksperckich kobiet. Marta Frej stworzyła mem, podsumowując sytuację „liberalnych” programów.
Protekcjonalność mężczyzn, jako problem zauważalny społecznie, nie tylko w środowisku feministycznym, została spopularyzowana przez Rebeccę Solnit, autorkę eseju „Mężczyźni objaśniają mi świat”, w Polsce wydanego przez Krytykę Polityczną. To Solnit uważa się za popularyzatorkę terminu „mansplaining”. Autorka już na wstępie tłumaczy:
„Każda kobieta wie, o czym mówię. Istnieje pewien rodzaj tupetu, który utrudnia kobietom działanie na wszelkich polach: powstrzymuje je przed zabieraniem głosu, a zarazem sprawia, że nawet jeśli odważą się go zabrać, ich głos pozostaje niesłyszalny, zmusza młode kobiety do milczenia, pokazując im (podobnie jak na przykład zjawisko molestowania na ulicy), że ten świat nie należy do nich. Tresuje nas w wątpieniu we własne siły i samoograniczaniu się, pozwalając zarazem mężczyznom ćwiczyć się w niczym nieuzasadnionej nadmiernej pewności siebie”.
Podejście mężczyzn Solnit tłumaczy zaczynając od własnych doświadczeń, podsuwa czytelniczkom kultową już anegdotę. Podczas rozmowy na przyjęciu ociekającym w wysoko postawioną finansowo elitę towarzystwa jeden z mężczyzn podejmuje rozmowę, która ma zaprzeczyć jej opiniom.
Z oddaniem tłumaczy zawartość książki na podstawie przeczytanej w NY Times Sunday Review recenzji. Nie da sobie przerwać, nie dopuszcza do głosu także Solnit.
Przez jedną z osób uczestniczących w rozmowie zostaje poinformowany, że właśnie toczy spór z jej autorką.
Pisarka podkreśla, że te sytuacje dały jej impuls do napisania eseju, który ujawnia nie tylko zjawisko przemądrzałych w stosunku do kobiet mężczyzn. Ma na celu pokazać także skutki uzurpowania sobie przez nich miejsca w dyskusjach na tematy dotyczące przede wszystkim kobiet. O głęboko zakorzenione w kulturze przekonanie, że autorytet i posłuch przysługują mężczyznom, my zaś jesteśmy od tego, by słuchać i podziwiać.
Termin ma oznaczać zjawisko protekcjonalnego traktowania i wymądrzania się mężczyzn, brak gotowości na prowadzenie otwartej na wysłuchanie dyskusji, nawet jeśli temat dotyczy kobiet lub rozmawiają z ekspertką w danej dziedzinie.
Tekst wyprzedził o kilka lat ruch #MeToo oraz strajki kobiet odnoszące się do ich wolności reprodukcyjnej.
Kobiety postawione wobec takiego rozmówcy często nie są pewne, czy „to” przed chwilą się zdarzyło czy tylko coś i się wydaję. Podważenie kompetencji połączone z humorem i drobnymi żartami znacznie utrudnia odniesienie się do negatywnej postawy rozmówcy.
Dodatkowo, jeśli jest to osoba, z którą jesteśmy związane emocjonalnie, stanowcze postawienie kresu tego rodzaju rozmowom. Oczywiście, nie każdy mężczyzna prowokuje do nacechowanych ignorancją starć słownych. Jeśli już jesteśmy świadome tego zjawiska, warto zwrócić uwagę na elementy charakterystyczne, które zdecydowanie wskazują na brak szacunku w rozmowie.
Nie każdy z naszych rozmówców ma od początku rozmowy świadomość, jakie są nasze zainteresowania, szkolenia, wykształcenie. Może zdarzyć się sytuacja, gdzie osoba podważa nasze zdanie, zakładając, że wie lepiej, podając w wątpliwość naszą wiedzę.
Warto poinformować rozmówcę, że jego opinia nie przewyższa naszego zasobu informacji. Jeśli to nie pomoże, zdecydowanie mamy do czynienia z klasycznym przykładem mansplainingu, który nie rokuje zbyt dobrze do dalszej dyskusji.
Dodatkowym atutem rozmówcy będzie umiejętność słuchania. Mówi się, że mowa jest srebrem, milczenie złotem. Mądre słowa są bardzo cenne, ale umiejętność słuchania i powstrzymania chęci pokazania wyłącznie „swojej pozycji” wskazuje, że tej osobie zależy także na rozmówcy.
Na co dzień świat wymaga od nas dużej przebojowości i umiejętności przebicia się w tłumie. Dlatego też zwrócenie uwagi na siebie wzajemnie może stanowić trudność dla obu stron. W gorszej sytuacji stawia nas osobowość realizująca się poprzez wypowiedzi przeradzające się w monologi. Osoba nie spocznie, dopóki nie dotrze do swojej zaplanowanej już wcześniej puenty.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której dorosła kobieta jest określana przez swojego rozmówcę jako: „Dziewczynka”, „Słoneczko”, „Misiaczek”, „Kwiatuszek”, „Panienka”.
Duża część rozmówców starszego pokolenia może nie zdawać sobie sprawy jak bardzo deprymujące, lub cytując klasyka, „upupiające” są te określenia. Przez większość ich życia kultura uczyła ich pobłażliwości wobec kobiet. Część z nich może jednak robić to celowo, wykorzystując płeć jako słabość swojej rozmówczyni. Kultura patriarchalna nauczyła społeczeństwo błędnie sądzić, że mężczyźni mogą często stanowić bardziej poważnego i sprawczego partnera do dyskusji, kobiety zaś, prowadzą je w celach czysto społecznych i kulturalnych. Często uczone są także podejścia „udawaj głupią”. Jeśli zadanie do wykonania wydaje się być trudne, kobieta daje do zrozumienia rozmówcy, że przekracza to jej kompetencje. W zamian on, utwierdzony w poczuciu wyższości ułatwi jej rozwiązanie problemu. Co, jeśli mężczyźni umieliby równie często jak kobiety prosić o pomoc?
Takie samo podejście cechuje dyskryminacja ze względu na wiek. Młode osoby, o dużej wiedzy w danej dziedzinie, nie są brane pod uwagę w dyskusji. „Ma dopiero 19 lat, co onx może o tym wiedzieć”. Z takimi określeniami w opinii publicznej spotykają się na przykład osoby walczące z kryzysem klimatycznym. Młodzi, wychodzący na ulicę, świadomi problemu i uzbrojeni w najnowsze dane chcą walczyć o swoją przyszłość, o przyszłość planety. Mimo to głos zabiera im ta sama, niezmienna od lat lista ekspertów medialnych, cechujących się powtarzalnością wypowiedzi.
Jako kobiety możemy się także spotkać ze skrajnym szowinizmem naszego rozmówcy.
Jeśli partner rozmowy odczuwa duże zagrożenie przegranej, z polemiki, zaczyna przechodzić do argumentów ad personam. Niezależnie od progresywności poglądów dowiadujemy się, że „Twoje miejsce nie jest tu, gdzie jesteś”, „Może lepiej będzie, jeśli zajmiesz się …(domem/ dziećmi/ pracą/ swoją edukacją/ poprawą swojej odpowiedniej prezencji/ wyglądu)”. Ten argument nie zasługuje na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nasz rozmówca odnosząc się bez szacunku, podsumowuje nie nas, ale swój nieodpowiedni poziom.
Zwracanie uwagi na wypowiedzi kobiet w tematach dotyczących kwestii płciowych to nie wszystko. Według badania w 2021 roku udział kobiet w telewizyjnych serwisach informacyjnych w Polsce wynosiła średnio 24 proc. Akcja #nieczekam107lat zmobilizowała twórczynie serwisu @Ofeminin, należącego do grupy Onet, aby wyjść naprzeciw problemowi. Od niedawna mamy możliwość zgłaszania kobiet, do zapisu w Bazie Ekspertek. W bazie znajdziemy spis kobiet i dziedzin tematycznych, w jakich można się z nimi skontaktować – na ich zasadach, bez dyskryminacji.
Nierówności płciowe możemy wyrównywać zarówno w dziedzinie naszych profesji, gender pay gap, ale także w życiu prywatnym. Nie bójmy się zwrócić uwagę bliskim mężczyznom, którzy dyskryminują nas w rozmowie.
Wyjaśnijmy im, przenoszone na nas konsekwencje. Oni także uczeni są pewnych zachowań kulturowych. Może okazać się, że są wrażliwi na nasze potrzeby i z chęcią postarają się wprowadzić w swoim języku zmiany.